Autorka tekstu: Agnieszka Szymula
Obrzędowość doroczna
(4 grudnia)
św. Walentego
(14 lutego)
Adwent rozpoczyna rok liturgiczny i obejmuje cztery tygodnie (cztery niedziele) przed świętami Bożego Narodzenia. W ludowej tradycji to czas oczekiwania na narodziny Jezusa, do których należy się odpowiednio przygotować. Dawniej był to czas dość rygorystycznie przestrzeganego postu i wyciszenia. Ludzie nosili ciemne stroje, zakazane były zabawy, muzyka. Obowiązywał zakaz pracy w polu, którego złamanie groziło niepłodnością ziemi. Kiedy jakiś opieszały gospodarz wykonywał w tym czasie prace polowe, mawiano, że lepiej wilka widzieć niż gospodarza na polu. Dziś również w wielu rodzinach na czas Adwentu (podobnie jak w Wielkim Poście) wprowadza się pewne ograniczenia, np. zakaz jedzenia słodyczy.
Roraty to poranne msze odbywające się w czasie Adwentu w każdy dzień tygodnia (oprócz niedzieli). Przed I wojną światową i w okresie międzywojennym, gdy kościołów było mniej, wierni wędrowali po kilka kilometrów, dwa, trzy razy w tygodniu, w zorganizowanych grupach, by wziąć udział w roratach. Od kilku lat w niektórych kościołach msze roratnie odprawiane są w godzinach popołudniowych bądź wieczornych, co ma zachęcić wiernych do tego, aby wzięli w nich udział.
(4 grudnia)
W Murckach, na ziemi pszczyńskiej, już w XVII wieku zaczęto wydobywać węgiel kamienny. W kolejnych latach działalność ta coraz bardziej się rozwijała. Kolejne kopalnie powstały w Łaziskach (1779 r.), w Lędzinach (1843 r.), w Kostuchnie (1901 r.), w Bieruniu (1975 r.) i w Woli (1985 r.). Wielu tutejszych mieszkańców swoje zawodowe życie związało z pracą w górnictwie.
Barbórka, czyli święto patronki górników, św. Barbary, obchodzone było – i nadal jest – niezwykle uroczyście. W osiedlach przykopalnianych wczesnym rankiem ulice przemierzała orkiestra górnicza (tak jest w niektórych miejscach do dzisiaj). Podobnie, do dziś w cechowniach pod obrazem św. Barbary składane są kwiaty, zaś po mszy w kościele rodziny górnicze spotykają się na uroczystym obiedzie.
Początkowo Barbórkę świętowano w gronie rodzinnym. Później kopalnie zaczęły organizować karczmy piwne, w czasie których do dziś górnicy spotykają się w męskim gronie.
Św. Mikołaj, biskup, już od lat międzywojennych przynosił dzieciom drobne upominki, przede wszystkim słodycze. Dzień ten świętowano na wiele sposobów. W latach międzywojennych i po wojnie w noc poprzedzającą dzień tego patrona skromne upominki pojawiały się w tajemniczy sposób przy łóżkach dzieci.
Na ziemi pszczyńskiej znany był też zwyczaj przyjmowania odwiedzin Świętego Mikołaja 6 grudnia wieczorem. Czasem święty przychodził w towarzystwie aniołka i diabełka. Takie odwiedziny wspominają m.in. mieszkańcy Miedźnej, Bojszów, Suszca i Kamionki (Mikołowa). Dzieci bardzo się bały takich gości, bo przepytywane były ze znajomości modlitw. Te, które z powodzeniem zaliczyły ten nieformalny egzamin, dostawały cukierki, a pozostałe zamiast słodkości obdarowane były torebką wypełnioną drobnymi kawałkami węgla (lub obierkami z ziemniaków).
Święty Mikołaj, biskup, do dzisiaj przynosi prezenty dzieciom w domach na terenie historycznej ziemi pszczyńskiej . Zazwyczaj zostawia je pod poduszką bądź w innym miejscu przy łóżku.
W ostatnich latach, głównie za sprawą mediów, św. Mikołaj stopniowo zaczął przybierać postać wywodzącego się z kultury anglosaskiej świeckiego, wyrośniętego krasnala w czerwonym stroju, jadącego na saniach, które ciągnie zaprzęg reniferów. Takie wcielenie Mikołaja spotykamy w okresie Świąt Bożego Narodzenia (często dużo wcześniej – już w listopadzie) na wystawach sklepowych, w centrach handlowych, na ulicach czy w mediach.
W Łące (sołectwo gminy Pszczyna) w niedzielę po 6 grudnia obywa się odpust w miejscowym, drewnianym kościele parafialnym, którego patronem jest właśnie św. Mikołaj.
Tego dnia, co roku po sumie odpustowej zaczynają obchód po wsi dziesięcioosobowe grupy przebierańców (wyłącznie kawalerów), zwane bandami mikołajowymi. Najpierw do domu wchodzą „święci”, czyli Mikołaj, Biskup i Ksiądz, a po ich wyjściu reszta przebierańców. Koza, Śmiertka i Diabły (Czarny i Czerwony) obtańcowują wszystkie kobiety, co tym ostatnim ma zapewnić płodność przez cały następny rok. Żyd handluje przedmiotami znalezionymi w domostwie i zawartością swojego kramu; Baba prosi o jedzenie i całuje wszystkich mężczyzn. Grupie towarzyszy orkiestra. W czasie przerwy gospodarz częstuje przebierańców wódką, a gospodyni jedzeniem.
Odwiedziny band mikołajowych mają głęboki, symboliczny sens. Krzyki, harce, muzyka mają pobudzić do życia uśpioną przyrodę. W ten sposób mieszkańcy Łąki próbują zapewnić sobie jej przychylność i udane plony w nadchodzącym roku. Uczestnictwo w bandzie mikołajowej świadczy o silnym przywiązaniu do tradycji lokalnej – w Łące prawie każdy kawaler chodził po mikołajstwie. Do dzisiaj jest to bardzo ważny dzień dla tamtejszej społeczności – do domów zjeżdżają się całe rodziny, a na stołach pojawiają się świąteczne potrawy. Jest to przecież dzień odpustu. Przed rozpoczęciem odwiedzin domów bandy prezentują się zgromadzonym gapiom na wypełnionej straganami ulicy przed kościołem.
Dzień św. Łucji rozpoczyna okres 12 dni (aż do świąt Bożego Narodzenia), w czasie których wiele uwagi poświęcano kiedyś obserwacjom meteorologicznym, na podstawie których formułowano wnioski dotyczące prognozy pogody.
W latach międzywojennych i później w Dzień św. Łucji panny wkładały do wody gałązkę wiśni lub czereśni. Jeżeli do wigilii zakwitła – należało oczekiwać zamążpójścia. Dzisiaj także czasem zdarza się, że panny chcą w ten sposób poznać swoją przyszłość.
W niektórych miejscowościach wschodniej części ziemi pszczyńskiej (w Woli, w Gilowicach, we Frydku i w przysiółku Bodzów w gminie Miedźna) zachowały się relacje o przebranych Łucyjach, krążących wieczorem 13 grudnia po wsiach. Informacje te dotyczą okresu jeszcze przed I wojną światową i lat międzywojennych. Łucyjami były dziewczęta owinięte w białą płachtę i czerniące chłopców sadzami. Łucyje to odległe echo wiary w istnienie istot demonicznych, aktywnych w tym szczególnym okresie krótkich, grudniowych dni.
Wigilia czyli Wilijo (24 grudnia)
Dzień Wigilii od samego rana miał szczególny charakter. Mówiło się, że „Co w Wigilię, to przez cały rok”.to, co się zrobi w tym dniu, będzie się robić cały rok. Wstawano wcześnie, żeby przez cały rok nie być ospałym. Nie należało się złościć i kłócić. Dzieci musiały być posłuszne i pracowite. Kurom sypało się tyle ziarna, że nie były w stanie go wydziobać, krowom dawało się dużo siana, żeby miały wszystkiego nadzwyczajnie przez cały rok. Ludzi w tym dniu obowiązywał post – dopuszczalne było zjedzenie tylko śledzia czy ziemniaka w południe. Współcześnie pamięta się o tych zasadach, choć nie zawsze są przestrzegane.
Choinka
Według opowieści starszych osób w czasach ich dzieciństwa w Wigilię rano ojciec rodziny przynosił z lasu choinkę. Ozdabiały ją najczęściej dzieci. Zwyczaj ubierania choinki (zapożyczony z Niemiec) zapoczątkowano na Śląsku w domach mieszczańskich na początku XX wieku. Z czasem przyjął się także wśród mieszkańców mniejszych miejscowości. Do lat 30. XX wieku elementem wystroju niektórych domów na ziemi pszczyńskiej w okresie świąt Bożego Narodzenia była niewielka szopka nazywana betlejką lub betlejemką. Nie mogło w niej zabraknąć Świętej Rodziny: Maryi i Józefa oraz narodzonego Jezusa. Towarzyszyły im inne postacie: pasterze, Trzej Królowie oraz zwierzęta: wół, osioł, owce i kamela (wielbłąd). Figury najczęściej były gipsowe, a budynek stajenki drewniany. Z czasem, w niektórych domach choinka wyparła betlejkę, a w innych cały czas ustawiano i jedno, i drugie. Obecnie coraz częściej w domach na ziemi pszczyńskiej obok choinki ustawia się różne małe betlejki (także kartonowe).
Wieczerza wigilijna
Przed wieczerzą wigilijną przygotowywano świąteczną dekorację stołu, która podkreślać miała szczególny charakter tego dnia. Pod obrus lub pod talerze wkładano siano – na pamiątkę tego, że Jezus urodził się w stajence, oraz pieniądze – żeby ich w domu przez cały rok nie brakowało. Przed przystąpieniem do jedzenia uczestnicy wieczerzy wigilijnej modlili się. Zwyczaj łamania się opłatkiem upowszechnił się po drugiej wojnie światowej. Dla ziemi pszczyńskiej bardzo charakterystyczne jest zróżnicowanie rytuału łamania się opłatkiem. W południowej części tej ziemi, w okolicach Pszczyny, opłatkiem łamią się rodziny po spożyciu wieczerzy, w części północnej – przed wieczerzą.
Zróżnicowane były także potrawy, które pojawiały się na wigilijnym stole. Dotyczyło to przede wszystkim zup. Najczęściej podawano siymieniotkę (siemieniotkę), przygotowywaną z przetartego siemienia konopnego. W niektórych domach pojawiała się zupa fasolowa, rybna bądź grzybowa. W wielu domach podaje się do dziś garus, czyli zupę z suszonych owoców. Na wigilijnym stole nie powinno zabraknąć najważniejszego składnika wigilijnego jadła – ryby (karpia). Wszędzie też podawano ziemniaki, kapustę (robioną z własnej, przygotowywanej w domach kapusty kiszonej), czasem z grzybami, strucel (chałkę, plecionkę) z masłem oraz kompot z pieczek (suszonych owoców) lub z dyni. Na deser serwowano makówki przyrządzane z maku, strucli i bakalii. W niektórych domach spożywano również moczkę – słodkie danie na bazie piernika.
Powszechnym zwyczajem było zostawianie na stole dodatkowego nakrycia dla niezapowiedzianego gościa lub dla osoby z rodziny, która zmarła w minionym roku. Po wieczerzy przychodził czas na wróżby. W tym celu łuskano orzechy – każdy z nich oznaczał jeden kwartał roku. Jeżeli środek orzecha był zdrowy, zapowiadało to zdrowie dla osoby wróżącej, zaś zepsuty przepowiadał chorobę.
Na ziemi pszczyńskiej w wigilijny wieczór do dziś dzieci w tajemniczy sposób odwiedza Dzieciątko i przynosi im prezenty.
Po wieczerzy wigilijnej wspólnie śpiewano kolędy, a przed północą całe rodziny udawały się na pasterkę. Zwierzętom zanoszono wigilijny opłatek. Resztek jedzenia, które pozostały po wieczerzy, nie wyrzucano. W samą Wigilię bądź następnego dnia wkładano je do osobnego naczynia i zakopywano pod drzewami owocowymi, żeby dobrze rodziły lub też zanoszono je zwierzętom hodowlanym.
Obecnie przebieg dnia wigilijnego niewiele się różni od tego opisanego powyżej. Zmieniły się nieco potrawy, np. siymieniotkę zastąpiono innymi zupami, a na stole pojawiają się nieznane wcześniej gatunki ryb czy też sałatki. Dzieciątko przynosi większe prezenty, a na choince (często sztucznej) zamiast świeczek migają kolorowe elektryczne lampki. Nadal jednak temu szczególnemu dniu towarzyszy specyficzny świąteczny nastrój oraz niepowtarzalna rodzinna atmosfera. W 2003 roku kościół katolicki zniósł obowiązek przestrzegania postu w wigilię. Jednak zgodnie z tradycją jest on dość powszechnie zachowywany.
Święcenie owsa
W Dzień św. Szczepana (25 grudnia) święcono w kościele owies. Poświęcony owies po zmieszaniu z resztą ziarna służył do wiosennych zasiewów. Zabieg ten miał zapewnić dobry plon oraz zabezpieczyć zboże przed nieszczęściami (choroby, pioruny). Owies święci się do dzisiaj, szczególnie w miejscowościach, w których jest wielu rolników (Miedźna, Suszec, Cielmice – dziś dzielnica Tychów). Ceremonia posypywania się owsem łączona jest z ukamienowaniem św. Szczepana. Owies symbolizuje kamienie, a rzucanie owsem – samo ukamienowanie.
Kolędnicy
Od drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia domy zaczynali odwiedzać kolędnicy, czyli pastuszkowie – trójka chłopców ubranych w kożuszki, z kosturami w rękach, z szopką lub z gwiazdą. Starsi chłopcy odgrywali większe przedstawienia zwane Herodami.
Obecnie zwyczaj chodzenia po kolędzie wciąż jest znany. Informacje o odwiedzinach grupy przebranych dzieci (zarówno chłopców, jak i dziewczynek) zanotowano m.in. w Tychach, Bieruniu, Suszcu, Bojszowach, Mikołowie. Kolędnicy odwiedzają zarówno domy jednorodzinne, jak i mieszkania w miejskich blokach. Kolędowanie jednak zanika. Kolędnicy narzekają na zamknięte obszary gospodarskie (niemożność wejścia na podwórko ze względu na domofony), a także na brak zainteresowania odbiorców kontynuacją tradycji. Z kolei mieszkańcy mówią o nieodpowiednim przygotowaniu (nieznajomości słów prezentowanych pieśni, zbyt ubogim przebraniu bądź też jego braku) kolędników nastawionych głównie na łatwy zarobek.
W okresie świątecznym i poświątecznym atrakcją dla rodzin z dziećmi było, i jest, odwiedzanie w kościołach szopek (zwanych stajenkami). Do dzisiaj utrzymuje się dawna śląska tradycja wyjazdów do kościołów w sąsiednich miejscowościach po to, by pokazać dzieciom najpiękniejszą szopkę w okolicy.
Bieruń Stary
Wiele rodzin odwiedza kilkudziesięcioletnią stajenkę w Bieruniu Starym, obserwując, czy pojawiła się w niej nowa figura. Jej początki sięgają lat 50. XX w. To wówczas Jan Wieczorek z Bierunia wraz z bratem i kolegą – Erykiem Norasem, zafascynowani wambierzycką ruchomą szopką, sami skonstruowali w domu stajenkę z ruchomymi figurami. W czasie corocznych odwiedzin duszpasterskich (kolędy) ówczesny proboszcz, ks. Jan Trocha, namówił chłopców do przeniesienia jej do kościoła i rozbudowania. Około 1953 roku po raz pierwszy zademonstrowano stajenkę w całej okazałości. Do braci Wieczorków dołączyły inne rodziny z całego Bierunia. Aby figura Dzieciątka także mogła się poruszać, Ewald Banasch skonstruował krzywkę, dzięki której postać Nowonarodzonego mogła błogosławić wiernych. Z kolei Alfred Byok był twórcą postaci kobiet przedstawionych podczas codziennych prac: ręcznego prania, mielenia ziarna na żarnach, ubijania masła w maselnicy czy przędzenia na kołowrotku. Na przestrzeni lat w betlejce pojawiło się wiele figurek związanych z różnymi zawodami i z codziennym życiem. Eugeniusz Nyga namalował dużą panoramę przedstawiającą Jerozolimę, z kolei Ryszard Gawlik zadbał o to, aby po wrzuceniu monety do skarbonki Trębacz zagrał kolędę. Z roku na rok popularność bieruńskiej stajenki stawała się coraz większa. Aktualnie odwiedzają ją nie tylko mieszkańcy Bierunia i okolic, ale także turyści z całej Polski, Europy i Ameryki.
Bojszowy
Charakterystyczne postacie pszczyńskich chopionek (kobiet noszących pszczyński strój ludowy) i świętych od lat 70. XX wieku można obejrzeć w kościele pw. Narodzenia św. Jana Chrzciciela w Bojszowach. Twórcą tamtejszych ruchomych figur, a także konstrukcji oraz mechanizmów, jest nieżyjący już bojszowski rzeźbiarz Franciszek Ścierski.
Panewniki i Tychy
Żywą szopkę, najsłynniejszą w całej okolicy, przygotowują od lat franciszkanie w Panewnikach (dzielnicy Katowic). Różne zwierzęta (od owiec po lamy) można także obejrzeć w żywej szopce u tyskich franciszkanów.
W Stary Rok (31 grudnia) powszechnie uczestniczono w wieczornej mszy świętej na podsumowanie ostatnich dwunastu miesięcy. Rodziny spotykały się przy stole, a poczęstunek łączono z alkoholem. Często na ten dzień przygotowywano takie same potrawy jak w Wigilię – smażono ryby, gotowano kapustę z grzybami i robiono makówki.
W sylwestrową noc młodzież męska chętnie robiła różne psikusy: wynoszono w pole furtki, rozbierano płoty, wozy i narzędzia rolnicze wciągano na dachy zabudowań, zatykano kominy, czasem zamalowywano okna domów. Te figle młodzi mężczyźni płatali głównie tam, gdzie były panny na wydaniu.
Jeszcze w latach międzywojennych nie organizowano na wsiach zabaw sylwestrowych – dopiero w latach 50. XX wieku dotarł tu ten miejski zwyczaj. Wcześniej w wielu wsiach w noc Starego Roku chodzili od domu do domu muzykanci ogrywać Nowy Rok. Ogrywanie zniknęło po upowszechnieniu się w latach 60. XX wieku zabaw sylwestrowych. Współcześnie większość rodzin spotyka się na zabawach w domach prywatnych, świętując i bawiąc się do rana.
Trzech Króli (6 stycznia)
Obchody Trzech Króli rozpoczynały się w wigilię święta, czyli 5 stycznia, święceniem wody i kredy, którym przypisywano właściwości magiczne, zabezpieczające przed siłami nieczystymi. Wodą święconą kropiono dom, a pewną jej ilość chowano, aby używać jej później do leczenia ran. Od Bożego Narodzenia do święta Trzech Króli po wsiach ziemi pszczyńskiej chodzili pastuszkowie i Herody. 6 stycznia do kolędowania dołączali Trzej Królowie.
Zwyczaj odwiedzania domów przez Herodów i Trzech Króli przetrwał na wsiach pszczyńskich do lat 60. XX wieku. Natomiast zwyczaj organizowania widowisk jasełkowych, przygotowywanych zazwyczaj przez dzieci pod opieką katechety lub nauczyciela, istnieje do dziś.
Święto Matki Boskiej Gromnicznej (2 lutego) kończyło okres Bożego Narodzenia. Tego dnia rozbierano choinki, a z ich czubków wykonywano rogolki (mątewki). W kościele święcono świece. Gromnice zapalano potem jako ochronę w czasie burzy. Zapalano je też przy konającym, aby oświetlić mu drogę do wieczności. Do 1950 r. Gromniczna była świętem kościelnym i dniem urzędowo wolnym od pracy. Świece święci się do dzisiaj. Do niektórych domów mieszkańcy nadal przynoszą z kościoła święty ogień. Od świeczki odpala się płomień kuchenki gazowej i na tym ogniu gotuje się obiad.
W Dzień św. Błażeja (3 lutego) księża w kościołach udzielali błogosławieństwa chroniącego przed chorobą gardła, dotykając gardła dwoma skrzyżowanymi świecami. Zwyczaj ten powszechny jest do dzisiaj.
W Dzień św. Agaty (5 lutego) święcono chleb, który miał chronić od pożaru. W tym dniu w niektórych miejscowościach święcono również sól i wino. Sól wraz z poświęconym chlebem podawano chorym zwierzętom; wino, rozcieńczone wodą, miało pomagać na chory żołądek.
św. Walentego
(14 lutego)
Bieruński odpust
Kult św. Walentego jest szczególnie żywy w Bieruniu Starym. Tutaj 14 lutego w drewnianym Sanktuarium pw. św. Walentego (czyli w Walencinku – jak ten kościół nazywają bierunianie) odbywa się odpust.
Co roku do Bierunia przybywają tłumnie pielgrzymi z okolicznych miejscowości, m.in. z Tychów, Lędzin, Bojszów, Pszczyny i Mikołowa, aby prosić o łaskę uzdrowienia siebie lub swoich bliskich. W Bieruniu święty Walenty czczony jest bowiem przede wszystkim jako patron chorych, szczególnie chorych psychicznie i epileptyków. Znajdujący się w ołtarzu głównym obraz przedstawiający Walentego słynie z licznych uzdrowień. Obraz ten pochodzi z 1722 roku (nazwisko autora nie jest znane). Patron kościoła ukazany jest w szatach biskupich w otoczeniu chorych. Za przyczyną św. Walentego wypraszano w Bieruniu uzdrowienie z chorób, pomoc w trudnych sprawach i nawrócenie. Czytelnym dowodem tych zdarzeń były liczne wota niegdyś obecne na ścianach świątyni. Do dnia dzisiejszego przetrwała tylko niewielka ich część – w małej oszklonej gablotce w prezbiterium. Przetrwał również najciekawszy dar wotywny: drugi obraz św. Walentego w ołtarzu głównym. Namalowany przez Jana Nygę starszego w 1907 r. jako wyraz wdzięczności za uzdrowienie dziecka z rodziny Prusów. Umieszczony w ołtarzu, dzięki specjalnemu mechanizmowi może być prezentowany na przemian z cudownym obrazem.
Specjalnie na ten dzień, działającą od ponad 70 lat bieruńska Spółdzielnia Usługowo-Handlowa ”Jedność” wypieka tzw. bieruńskie całuski. To biszkoptowe ciastka w kształcie ust, nadziewane adwokatowym kremem, pokryte pomadą w czerwonym kolorze i obsypane kokosem. Po raz pierwszy można było ich spróbować w 2005 roku.
Dzień Zakochanych
Kilkanaście lat temu do Polski przywędrował zwyczaj czczenia św. Walentego jako patrona zakochanych. W tym dniu ukochanej osobie wręczamy upominek, zazwyczaj w kształcie serca. Niektórzy wysyłają okazjonalną kartkę. Walentynki, często krytykowane za komercyjny charakter, już na stałe wpisały się w kalendarz polskiej obrzędowości. Od tego czasu bieruński kościół stał się jeszcze bardziej popularny. Wiele par właśnie tutaj chce zawrzeć związek małżeński.
Ostatki kończyły okres karnawału. W tłusty czwartek na wsiach pszczyńskich powszechnie smażono pączki, nazywane przez miejscową ludność kreplami. Zwyczaj ten zachował się do dzisiaj. Cukiernie przeżywają prawdziwe oblężenie, a w dużych sklepach klientów kusi się niskimi cenami tego słodkiego wypieku.
We wtorek ostatkowy (śledzik) jadło się śledzie. Niektórzy spotykali się w gronie rodzinnym i sąsiedzkim, ażeby wspólnie zakończyć okres karnawału. Dotyczyło to głównie członków zespołów muzycznych, którzy w tym dniu chowali basy. Był to symboliczny pogrzeb instrumentów muzycznych, zazwyczaj kontrabasu. Milkły one na okres Wielkiego Postu, a do życia wracały w drugi dzień Świąt Wielkanocnych.
(4 maja)
Środa Popielcowa rozpoczyna okres Wielkiego Postu. Do dzisiaj w tym dniu w kościele ksiądz posypuje głowy wiernych popiołem. Przez następnych 40 dni – podczas których obowiązywał post – nie jadano mięsa, a na stole najczęściej gościł żur. Zakazane były wszelkie zabawy i tańce. W wielu domach milkły radioodbiorniki. Wybierano też inny strój niż w pozostałe dni roku – ubierano się w ciemne kolory. Współcześnie dla wielu katolików to nadal czas skupienia, wyciszenia i ograniczenia udziału w spotkaniach przy żywiołowej muzyce.
Niedziela Palmowa
W Niedzielę Palmową, przypadającą na szóstą niedzielę postu, tydzień przed Wielkanocą, wierni przynoszą do kościoła palmy, aby je poświęcić na pamiątkę uroczystego wjazdu Jezusa do Jerozolimy. Na ziemi pszczyńskiej w skład palmy wchodzą m.in.: kwitnące gałązki kocanki czyli wierzby (Salix sp.), lyski czyli leszczyny (Corylus avellana), kłujące gałązki jałowca pospolitego (Juniperus communis) i sosny tzw. tureckiej czyli sosny wejmutki (Pinus strobus), trzcina (Phragmites australis), kokocyna czyli kłokoczka południowa (Staphylea pinnata) oraz bukszpan (Buxus sempervirens). Dawniej zamiast bukszpanu używano bagna zwyczajnego (Ledum palustre), które dzisiaj jest pod ochroną. Palmy związuje się za pomocą czerwonej siby (wierzby purpurowej). Swą symboliką zwracają uwagę gałązki zielone i kwitnące – to budząca się do życia przyroda, kłujący jałowiec przypomina mękę Jezusa, a czerwona wiklina odnosi się do skrwawionego bicza, jakim raniono Chrystusa.
Zbieranie roślin do palmy to ważny ceremoniał. Trzeba wiedzieć, co i gdzie zbierać. Dawniej poszukiwaczami roślin byli głównie chłopcy. Starsi, doświadczeni, wiedzieli gdzie się udać, ażeby je zdobyć, młodsi się od nich uczyli. Był to doskonale działający przekaz werbalny, ale także żywy przykład zachowania – niezwykle pomocny w przekazywaniu tradycji. Ponadto takie wczesnowiosenne wyprawy tworzyły i wzmacniały poczucie wspólnoty, rozwijały wiedzę w zakresie flory i stanowiły piękne spotkania z przyrodą. Po mszy chłopcy (z reguły oni nieśli palmy do kościoła) bili się i kłuli poświęconymi palmami, żgali nimi dziewczęta po nogach i kłuli domowników. Ta symboliczna chłosta miała zapewnić siły witalne na cały nadchodzący rok. Do dzisiaj w niektórych domach żywy jest zwyczaj połykania bazi z poświęconej plamy. Zabieg ten ma uchronić przed chorobami gardła. Obecnie większość mieszkańców ziemi pszczyńskiej kupuje gotowe palmy w sklepie i takie święci w kościele.
W Wielkim Tygodniu najważniejsze było uczestnictwo w religijnych misteriach. W Wielki Poniedziałek, Wielki Wtorek, Wielką Środę przygotowywano gospodarstwa do świąt. Mężczyźni przynosili drzewo z lasu. Dawniej mówiono, że im więcej go przynieśli, tym mniej zostawało go na krzyż. Sprzątało się obejścia, domy, bieliło kuchnie i chlewy.
W Wielki Czwartek w kościele zawiązywano dzwony – ich dźwięk zastępowały klekotki, klapaczki i kołatki, z którymi po wsiach biegali chłopcy. Narzędzia te zazwyczaj robili dziadkowie dla swych wnuków. W kościele odbywała się całonocna adoracja.
W Wielki Piątek, jeszcze przed świtem, starzy i młodzi szli nad strumienie obmywać nogi w bieżącej wodzie (na pamiątkę wtrącenia Jezusa do potoku Cedron), wierząc w lecznicze własności tej ablucji. W tym dniu nie można było rąbać drewna, nie wbijało się gwoździ i nie wykonywało żadnych prac ziemnych, nawet w przydomowym ogródku.
W Wielką Sobotę gospodynie zajmowały się pieczeniem, gotowaniem, ostatnimi porządkami. Dziewczęta przygotowywały kraszanki. Jajka gotowało się w łuskach cebuli, ażeby uzyskać rudy kolor, w młodych źdźbłach żyta – wówczas skorupki przybierały kolor zielony lub w korze dębu – jajka zyskiwały wtedy ciemną barwę. W niektórych rodzinach na skorupkach jaja skrobano (za pomocą rylca, żyletki) wzory. Zdobiono je również metodą batikową. W tym celu trzeba było nanieść (przy użyciu igły bądź innego ostro zakończonego narzędzia) na skorupkę wzór gorącym woskiem. Następnie jajko barwiono, po czym stapiano warstwę wosku nad płomieniem świecy, pozostawiając w ten sposób wzór na skorupce.
W Wielką Sobotę święci się pokarmy. Zwyczaj ten na ziemi pszczyńskiej upowszechnił się po drugiej wojnie światowej – w zależności od miejscowości do święcenia zachęcali księża lub naśladowano przyjezdnych z innych regionów. Dzisiaj do koszyczków wkłada się najczęściej jajka, babkę drożdżową, chleb, szynkę, sól, masło, chrzan i struclę (chałkę). Z koszyczkiem do kościoła idzie zazwyczaj najmłodszy członek rodziny.
Sobotnie uroczystości wieczorne w kościele to m.in. poświęcenie ognia i wody. W tym dniu odcinano i opalano w poświęconym ogniu (rozpalanym w czasie wielkosobotniej liturgii wieczornej) uchwyt palmy. Dawniej wierzono, że poświęcenie nadawało palmie specjalne moce – nie tylko ochronne, ale i lecznicze. Palmę przez cały rok przechowywano. Najczęściej zatykano ją za święty obraz, zanoszono na strych albo zostawiano na drzewie przy domu. Chronić miała domostwa przed piorunami i pożarem. Kiedy ocieliła się krowa i spuchło jej wymię, to kadzono zwierzę dymem z poświęconej palmy. Święty dym pełnił nie tylko funkcję leczniczą, ale i oczyszczającą – kadzidło odganiało od krowy wszelkie uroki rzucone na nią przez grasujące po wsiach czarownice. Resztką wysuszonych ziół okadzano krowy w oborze, przed ich pierwszym wyjściem na pastwisko. Miało to zabezpieczyć przed ukąszeniem żmii, przed przypadkowym zjedzeniem gwoździa i chorobami.
W wielu rodzinach Wielkanoc rozpoczynano od uczestnictwa w porannej rezurekcji – uroczystej mszy połączonej z procesją. Po powrocie z kościoła jedzono śniadanie, które zwykle składało się z jajek, szynki, chrzanu i chleba. Dawniej nie celebrowano śniadań wielkanocnych. Odkąd zaczęto święcić pokarmy, śniadania rozpoczyna się od podzielenia święconym. Dekorację wielkanocnego stołu stanowiły (i stanowią nadal) kraszanki oraz cukrowe lub wypieczone z chlebowego ciasta figurki baranka czy zajączka (niektóre gospodynie miały specjalne formy do wielkanocnych wypieków) i czasem ustawiano je na młodym życie przygotowanym wcześniej specjalnie na tę okazję. Na obiad podaje się zazwyczaj rosół, białe kluski, modrą kapustę i rolady.
Święcenie pól
W Wielkanoc (lub w pierwszy dzień świąt) święcono pola. W tym celu należało zabrać ze sobą wodę święconą oraz krzyżyki, które wykonywano z trzonka wielkanocnej palmy. Krzyżyki wtykało się na rogach pól, a ziemię należało skropić poświęconą wcześniej wodą, modląc się przy tym. Zabieg ten miał zabezpieczyć plony przed wszelkimi klęskami i zapewnić urodzaj.
Krzyżyki często zostawiało się także w zabudowaniach, np. nad drzwiami wejściowymi do domu, do stodoły czy do budynków gospodarskich, chroniąc je w ten sposób przed gradobiciem, uderzeniem pioruna czy pożarem.
Dzisiaj w wielu gospodarstwach zwyczaj ten jest nadal kultywowany. Pola najczęściej objeżdża się samochodem. Krzyżyki zatyka się także na rogach uprawianej działki lub w przydomowym ogródku, a także pozostawia się je w samochodzie.
Zajączek
W Wielkanoc w wielu rodzinach dzieci do dzisiaj obdarowywane są słodyczami, które chowa się w ogródku (w blokach mieszkalnych słodycze ukryte są np. pomiędzy kwiatami doniczkowymi). Jest to tzw. zajączek. Dzieciom najpierw sprawia radość szukanie prezentów, a później – cieszą je odnalezione słodycze.
Poniedziałek Wielkanocny zaczynał się od porannego śmiergustu (śmiyrgustu), który w pszczyńskich wsiach i miasteczkach traktowano jako okazję do odwiedzin ulubionej panny. Na ziemi pszczyńskiej splatają się dwa wzorce śmigusowe: forma miejska – kropienie panny perfumowaną wodą z buteleczki, w zamian za co kawaler dostawał od niej kraszankę, oraz solidne polewanie wodą praktykowane na wsiach i w mniejszych miejscowościach. Ten drugi zwyczaj niektórzy łączą dopiero z wtorkiem po Wielkiejnocy. Zwykle śmiergust trwał dwa dni, przy czym we wtorek lanie wodą było solidniejsze.
Zwyczaj polewania wodą jest żywy do dzisiaj.
1 maja panny na wydaniu budziły się z nadzieją, że znajdą przed swoim oknem moja. Moj to mały świerk bądź świerkowy wieniec ustrojony kwiatami z bibuły, wstążkami, czasem wydmuszkami, umieszczony na wysokiej żerdce. Im żerdka była wyższa, tym lepiej, bo wtedy moja było już widać z daleka. Kawalerowie stawiali go swojej wybrance w nocy z 30 kwietnia na 1 maja. Postawienie moja traktowane było jako wyznanie miłości bez słów i świadczyło o poważnych zamiarach kawalera wobec panny. Kawaler zazwyczaj całą noc pilnował moja, żeby go nikt nie ukradł lub też nie zamienił na dziada. Dziada stawiano tym pannom, które nie były we wsi lubiane. Dziad to kukła ubrana w męski strój, wypchana słomą albo sianem, w kapeluszu, często z butelkami po wódce w kieszeniach. Zawieszano go na drzewie albo na domu tak wysoko, żeby nie można go było ściągnąć. Dziada dostawała też kobieta, która w opinii mieszkańców niemoralnie się prowadziła. Miało to wpłynąć na poprawę jej zachowania.
Stawianie moja i dziada było praktykowane w latach międzywojennych; po wojnie zanikło.
(4 maja)
Św. Florian jest patronem strażaków i wszystkich innych zawodów związanych z ogniem. W Bieruniu w 1871 roku powstała Śląska Fabryka Materiałów Wybuchowych (obecnie NITROERG S.A.). W związku z tym, że praca w tym miejscu była szczególnie niebezpieczna, pracownicy zawierzyli siebie i zakład opiece św. Floriana, wybierając go na swojego patrona. 4 maja 1926 r., w 55 rocznicę powstania firmy, na terenie fabryki uroczyście odsłonięto ufundowaną przez załogę figurę świętego. W okresie międzywojennym co roku 4 maja odbywało się zakładowe święto. Ważnym punktem obchodów było odprawienie mszy za obecnych i byłych pracowników fabryki dynamitu. Uczestniczący w niej pracownicy szli do kościoła w uroczystym pochodzie. W czasie drugiej wojny przerwano tę tradycję, aby wrócić do niej ponownie w 1945 roku. Od 1950 r. nowy zarząd fabryki zadecydował o świętowaniu w Dniu Chemika, a nie Floriana. W 1981 r. po ponad 30 latach, święto to znów zaczęto obchodzić 4 maja.
W poniedziałek, wtorek i środę przed uroczystością Wniebowstąpienia Pańskiego do przydrożnych krzyży udają się procesje ze śpiewem litanii do Wszystkich Świętych. Wierni proszą Boga o oddalenie niszczących żywiołów i o dobre urodzaje. Nabożeństwa takie odbywają się do dzisiaj. Szczególnie chętnie przybywają na nie parafianie w miejscowościach rolniczych. Obecnie na historycznej ziemi pszczyńskiej odbywają się one przy przykościelnych krzyżach misyjnych. Zdarza się, że wierni spotykają się w każdym dniu przy innym krzyżu lub odwiedzają jednego dnia kilka pobliskich.
W latach międzywojennych, kiedy sieć kościołów nie była tak gęsta, mieszkańcy miejscowości położonych daleko od świątyni uczestniczyli w nabożeństwach majowych odprawianych przy przydrożnych kapliczkach. Dzisiaj w każdej miejscowości jest kościół, toteż wierni spotykają się na nabożeństwach majowych w kościele. Ale w niektórych parafiach, z inicjatywy księży i parafian, zwyczaj wspólnego śpiewania maryjnych pieśni przy pięknie umajonych (ukwieconych) przydrożnych kapliczkach na nowo się odradza – takie nabożeństwa odbywają się m.in. w Bieruniu, Chełmie Śląskim, Lędzinach, Bujakowie czy Paniowach.
Zielone Świątki (Zesłanie Ducha Świętego) obchodzone są pięćdziesiąt dni po Zmartwychwstaniu. Na ziemi pszczyńskiej w tym dniu zdobiono obejścia i domy zielonymi gałązkami. Podwórka często wykładano tatarakiem (Acorus calamus), a brzozowe gałązki wplatano w ażurowe konstrukcje lauby (drewniana konstrukcja z ławkami przed wejściem od domu). Obecnie w niektórych miejscowościach zdobi się kościoły zielonymi brzózkami (np. w Cielmicach, dzielnicy Tychów).
W drugi dzień Zielonych Świątek na skraju pól zapalano wielkie ogniska zwane sobótkami. Palenie ognisk właśnie w Zielone Światki uzasadnia symbolika zesłania Ducha Świętego, który pod postacią ognistych języków pojawił się nad głowami apostołów. Ogniska miały funkcję oczyszczającą i ochronną. Wierzono, że po ich podpaleniu powstały dym wypędzi wszystko co złe z okolicznych pól. Było to szczególnie ważne przed rozpoczęciem okresu intensywnych prac gospodarskich w polu (sianokosów, żniw), kiedy trzeba było zatroszczyć się o zabezpieczenie przyszłych plonów. Ogniska przygotowywano na wzniesieniach, żeby po zapaleniu wieczorem widoczne były w sąsiednich miejscowościach. W budowaniu konstrukcji ognisk brało udział kilkunastu mężczyzn. Wieczorem wszyscy mieszkańcy spotykali się przy ognisku, a jego zapalenie było ceremonią szczególną dla całej społeczności. Urządzane z tej okazji zabawy nierzadko trwały do białego rana. Ich uczestnicy wspólnie śpiewali, grali i tańczyli. Choć zwyczaj palenia sobótek przetrwał do dziś, to jednak ich pierwotna, magiczna funkcja, odeszła w zapomnienie. Współczesne obchody tego święta mają głównie towarzyski i zabawowy charakter. Przy ognisku spotykają się rodziny, przyjaciele, sąsiedzi. Dzisiejsze sobótki towarzyszą często masowym imprezom organizowanym przez gminy. Ogniska przygotowują wówczas najczęściej strażacy (tak dzieje się m. in. w Bojszowach).
Ciekawym zjawiskiem są obchody Zielonych Świąt w Cielmicach. W przygotowaniu wieczornej sobótki (w drugi dzień Zielonych Świątek) uczestniczy cała wieś – w ciągu dnia mężczyźni zwożą traktorami drewno i ustawiają z niego stożkowatą konstrukcję. Wieczorem wszyscy mieszkańcy spotykają się przy przygotowanym stosie. Jeżeli pogoda sprzyja, to sąsiedzkie spotkania ciągną się długo w noc, często przy muzyce i poczęstunku. Do kultywowania zapomnianego zwyczaju mieszkańcy Cielmic powrócili w 2005 roku za namową tamtejszego proboszcza, ks. Piotra Wojszczyka
W święto Bożego Ciała odbywa się procesja do czterech ołtarzy, których ustawieniem i zdobieniem zajmują się parafianie. Wypracowano cały ceremoniał towarzyszący wspólnej pracy kilku rodzin przy stworzeniu ołtarza, przy którym nie może zabraknąć brzózek. Przyniesione do domu zabezpieczają go przed nieszczęściami. W procesji do ołtarzy udział biorą przedstawiciele wszystkich stowarzyszeń przykościelnych, sypiące kwiaty dzieci po pierwszej komunii, orkiestry, ministranci oraz liczni wierni. W tym dniu z kościoła „wychodzą” także obrazy i figury kościelne niesione w procesji. Jeszcze kilkanaście lat temu mieszkańcy budynków, wzdłuż których przebiegała trasa procesji, przystrajali swoje domy: w otwartych oknach ustawiali ołtarzyki z obrusami, świętymi obrazami, kwiatami, zapalonymi świeczkami. Obecnie w oknach nakleja się najczęściej gotowe ozdoby (np. z wizerunkiem papieża), ale tradycja zdobienia okien powoli zanika.
(15 sierpnia)
Od tego dnia ludzie mogli kąpać się w rzekach i stawach, wcześniej nie wolno było wchodzić do wody. Mówiono, że od św. Jana można zbierać jagody. Dzień ten był szczególnie ważny dla mieszkańców Bojszów, gdyż właśnie wtedy odbywa się tam odpust parafialny.
Tradycyjne żniwa przy użyciu kosy z obłąkiem wymagały pomocy kobiet ubierających zboże. Do ubierania potrzebne były sierpy. We wsiach pszczyńskich snopki zboża ustawiano w lalki (kopy z kilku snopów zboża), nakrywano kapą (większym snopkiem, odwróconym kłosem w dół, chroniącym kopę przed deszczem). Na szczycie pierwszej lalki od drogi umieszczano krzyż upleciony z garści zboża. Spełniał on funkcje ochronne – miał zabezpieczać plony przed nieszczęściami. Współczesne żniwa, przy użyciu kombajnów, odsuwają dawny sposób żniwowania w przeszłość. Pojawiły się natomiast nowe zwyczaje – niektórzy gospodarze ustawiają z pozostawionych przez kombajn na polu bel słomy ogromne postacie ludzkie.
Dożynki, zwane żniwówką (żniwnym) do lat międzywojennych były ceremoniałem wręczenia wielkim gospodarzom, czyli siodłokom, korony (nazywanej również żniwiokiem) – ozdobnego wieńca z kłosów zbóż, symbolu plonów. Koronę wręczali swemu gospodarzowi parobcy i osoby pracujące przy żniwach (np. w ramach sąsiedzkiej pomocy – pobaby). Radość z zebranych plonów objawiała się w hucznej zabawie, którą gospodarz organizował dla żniwiarzy w podziękowaniu za ich pracę. Jeśli uczta była zbyt skromna, kwitowano ją złośliwymi przyśpiewkami.
Współcześnie dożynki organizuje się w parafiach i gminach – odsunęły one w zapomnienie dawne formy urządzania dożynek gospodarskich. Pozostała sztuka wyplatania korony żniwnej, czyli wieńca z kłosów, składanego przy ołtarzu w czasie uroczystego nabożeństwa. Przygotowuje się ją od kilku do kilkunastu dni z czterech zbóż: żyta, pszenicy, jęczmienia i owsa. Starostowie dożynek przekazują bochen chleba gospodarzowi (np. prezydentowi miasta czy wójtowi gminy), który częstuje nim przybyłych na uroczystość gości. Współczesnym dożynkom towarzyszą często pokazy najbardziej okazałych płodów rolnych i występy zespołów folklorystycznych, a także konkursy na najładniejszą koronę. Do dzisiaj w niektórych miejscowościach w korowodzie dożynkowym prezentuje się gospodarskie zajęcia.
(15 sierpnia)
15 sierpnia w kościołach katolickich święci się bukiety. Dawniej składały się one między innymi z marchwi zwyczajnej (Daucus carota), maku (Papaver), rdestu (Polygonum), skrzypu polnego (Equisetum arvense), bylicy piołunu (Artemisia absinthium), bożego drzewka (Artemisia abrotanum), nagietka lekarskiego (Calendula officinalis) i kwiatów: floksów (Phlox), astrów (Aster) i innych, które były w ogródku. W niektórych domach do wiązanki dodawano zboża, a do środka wkładano jabłko. Rośliny wiązało się w duży bukiet. Te poświęcone zioła przechowywano w domach i wykorzystywano w leczeniu ludzi i bydła (m.in. poprzez okadzanie dymem z palonych ziół).
Szczególny charakter mają obchody tego święta w Suszcu (powiat pszczyński). Od 2002 roku mieszkańcy gromadzą się w tym dniu na nabożeństwie w lesie w pobliżu przysiółka Branice, przy figurze Matki Boskiej, powszechnie zwanej tu Branicką Panienką lub Branicką Maryją. Do figury Matki Boskiej z Dzieciątkiem, która stoi tam od 1807 roku, przynoszą nie tylko kwiaty, ale i wszystkie swoje troski.
W tym dniu warto również wybrać się do Sanktuarium Matki Bożej Opiekunki Środowiska Naturalnego w Bujakowie (sołectwo miasta Mikołów). W tamtejszym parafialnym ogrodzie botanicznym można podziwiać wiele gatunków drzew, krzewów i kwiatów.
Długie dni w letni czas sprzyjały uczestnictwu w odpustach parafialnych. Wybierano się na nie zazwyczaj pieszo. Była to okazja do odwiedzin krewnych zamieszkałych w sąsiednich miejscowościach. Najbardziej popularne letnie odpusty odbywały się (i odbywają nadal) w bojszowskim kościele pw. Narodzenia św. Jana Chrzciciela (niedziela po 24 czerwca), tyskim kościele pw. św. Marii Magdaleny (niedziela po 22 lipca), w bieruńskim kościele pw. św. Bartłomieja Apostoła (niedziela po 24 sierpnia), w panewnickim kościele pw. św. Ludwika Króla i Wniebowzięcia NMP (ostatnia niedziela sierpnia).
Do lat 60. XX wieku na dzień odpustu przyjeżdżały karasole (karuzele), szisbudy (strzelnice), budy (stragany). Kawalerowie próbowali ustrzelić kolorowe trofeum dla swoich wybranek, a dla młodszych chłopców największą atrakcją były strzylowki na frupy i na placpatrony (korkowce i pistolety na kapiszony). Do dzisiaj strzały z pistoletów na kapiszony są nieodłącznym elementem odpustu. Budy niezmiennie towarzyszą odpustowym uroczystościom. Obecnie na odpustowych kramach sprzedaje się tradycyjne słodkości: pierniki, makrony czy lizaki, które zawsze cieszą się dużą popularnością wśród kupujących. Wielu klientów poszukuje wyrobów cukierniczych pochodzących z Wytwórni Pierników i Cukrów E. Widery z Bujakowa. To najstarsza firma (założona w 1932 roku) zajmująca się wyrobem pierników odpustowych na Górnym Śląsku. Na odpustach znaleźć można także stoiska z dewocjonaliami: medalikami, figurami, modlitewnikami czy religijnymi wydawnictwami. Najwięcej jest jednak straganów z balonikami, plastikowymi zabawkami dla dzieci, loteriami (z losami) i różnymi gadżetami.
Letnie miesiące to także czas, kiedy wierni chętnie wyruszali na pielgrzymki. Mieszkańcy historycznej ziemi pszczyńskiej pielgrzymowali (i robią to nadal) m.in. do Piekar Śląskich, do Matki Boskiej Piekarskiej (od 1983 roku zwanej Matką Sprawiedliwości i Miłości Społecznej). Tam w pierwszą niedzielę po 15 sierpnia udają się kobiety i dziewczęta (w ostatnią niedzielę maja drogę tę pokonują mężczyźni i młodzieńcy). 26 sierpnia przypada Święto Matki Boskiej Częstochowskiej – to zachęta do udziału w pielgrzymce do Częstochowy. We wrześniu wyruszają pielgrzymki na Górę św. Anny. Mieszkańcy Chełmu Śląskiego z upodobaniem pielgrzymują do Kalwarii Zebrzydowskiej.
W okresie przedwojennym przed dniem Wszystkich Świętych (1 listopada) oraz Dniem Zadusznym (2 listopada) ziemne mogiły okładane bywały gałązkami jodły. Zdobiono je wtykając pomiędzy gałązki pojedyncze papierowe kwiaty, czasem jarzębinę (Sorbus aucuparia). Zapalano na nich pojedyncze świeczki. Groby bliskich odwiedzano także w Zaduszki.
Poprzedzający je dzień poświęcony był Wszystkim Świętym – odbywała się wówczas procesja po cmentarzu. Współcześnie bardzo zubożały dawne wierzenia związane z przekonaniem o szczególnej obecności dusz zmarłych w całym okresie następującym po Zaduszkach. Święta te natomiast zyskały bardzo okazałą oprawę: cmentarze toną w kwiatach, na grobach zapalane są znicze, często w wymyślnych formach, a nagrobki w postaci kamiennych płyt ozdabia się wieńcami i kwiatami w donicach. W kościołach przez wiele dni odbywają się wypominki – modlitwy za zmarłych.
Zgodnie z powiedzeniem: na Marcina gęsina, od 11 listopada zaczynało się zabijać pierwsze gęsi i skubało się pierze. Pierze szkubało się od listopada do lutego. Spotkania te, zwane szkubaczkami, były prawdziwym urozmaiceniem długich, jesiennych i zimowych wieczorów, więc wszyscy bardzo na nie czekali. W każdej wsi do kolejnych domów przychodziły kobiety. Siadały wokół stołu, na który gospodyni wysypywała pierze z worków. Każda uczestniczka spotkania dostawała naczynie, do którego wkładała wyszkubane piyrze. Szkubaczki były okazją do rozmowy, do żartów, a często i do zwykłego plotkowania.
Na koniec gospodyni przygotowywała wyszkubek, czyli poczęstunek: najczęściej grzaną kiełbasę, ciasto i kawę zbożową. Wtedy do kobiet dołączali mężczyźni i wieczór często kończył się śpiewem i tańcami. Szkubaczki były także okazją do spotkania się młodych.
Św. Hubert patronuje m.in. myśliwym. W tym dniu spotykają się oni na uroczystych mszach, często odbywających się przy leśnych kapliczkach. Częścią obchodów są tzw. gonitwy za lisem oraz wspólna biesiada przy ognisku i gorącym jadle.
Na terenie historycznej ziemi pszczyńskiej w lasach roiło się od zwierzyny. Do dzisiaj zachowało się wiele budynków powstałych m.in. na potrzeby organizacji polowań. Wystarczy wspomnieć o zameczku myśliwskim w Promnicach, który powstał z myślą o najznakomitszych gościach zapraszanych na polowania. Gościli tu m.in. Wilhelm I Friedrich Ludwig von Hohenzollern – król Prus i Wilhelm II – cesarz Niemiec.
W Promnicach znajduje się figura z 1864 r. przedstawiająca właśnie św. Huberta z jeleniem i dwoma psami myśliwskimi. Niektórzy mówią, że rysy twarzy świętego przypominają księcia pszczyńskiego Jana Henryka XI Hochberga (1833-1907), który był zapalonym myśliwym.
Warto dodać, że w lasach między Bojszowami a Jedliną stoi kapliczka ku czci św. Huberta, poświęcona w 2007 roku podczas hubertowskiej mszy polowej, odprawianej przez czterech proboszczów z okolicznych parafii: Bojszów, Jedliny, Międzyrzecza i Świerczyńca.
W zabytkowym kościele pw. św. Klemensa w Miedźnej w listopadową niedzielę, po uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa, odbywa się odpust parafialny. Wówczas to w tradycyjnej procesji udział biorą tzw. świecowi. Zgodnie ze zwyczajem jest ich ośmiu. Tę rolę pełnić mogą wyłącznie kawalerowie, którzy niosą ogromne stelaże w kształcie gromnicy, dorównujące im wzrostem. Na czubkach stelaży palą się świece. Świecowych nie spotkamy w żadnej innej miejscowości. Obejrzeć ich można także w procesji w dniu Bożego Ciała oraz w czasie drugiego odpustu, odbywającego się w miedźniańskiej parafii w niedzielę przed uroczystością Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata.